Głogowscy miłośnicy sztuki przeżywali nie lada gratkę. Po kilku dekadach nieobecności do Głogowa wróciła księżna Salomea. Ściślej powiedziawszy kamienny wizerunek księżnej, uznawany za perłę rzeźby średniowiecznej. Oczywiście trzeba mieć wiedzę z zakresu sztuki, aby dostrzec jej kunszt.

Nie każdy musi być znawcą w tej dziedzinie, ale dla każdego głogowianina posąg Salomei może stanowić – tak sądzę – przynajmniej wartą obejrzenia ciekawostkę. Tym bardziej zapraszam do głogowskiego muzeum, gdzie Jej Wysokość czeka na wszystkich zwiedzających. A warto poznać interesującą historię Salomei (tyczy prawdziwej księżnej i jej kamiennej podobizny). Księżna budzi ciekawość, pewnie wielu będzie zachwyconych, niewykluczone, że innych rozczaruje, ale nie wzbudza kontrowersji. Inaczej jest z filmem Agnieszki Holland „Zielona Granica”. Uhonorowano go nagrodą specjalną na festiwalu w Wenecji, a ostatnio media doniosły, że odbierze także nagrodę festiwalu w Watykanie. Innymi słowy został doceniony przez międzynarodowe środowisko kinematograficzne, ale suchej nitki nie zostawili na nim niektórzy publicyści. Polityków pomijam, bo – z pełnym dla nich szacunkiem – nie znam żadnego, który byłby dla mnie autorytetem w tej dziedzinie. Nie wyrażę też własnej opinii o najnowszym artystycznym dziecku A. Holland, dlatego że filmu jeszcze nie widziałem. I mam zgryz: czy jako kulturoznawca powinienem wierzyć ludziom kina, czy jako dorywczy publicysta tym, którzy – często bez obejrzenia – opluwają film i rzucają na niego najgorsze oszczerstwa. Ale wbrew różnym nawoływaniom, chcę „Zieloną granicę” obejrzeć i zrobię to; zrobię to, aby sformułować swoją opinię na podstawie tego, co widziałem. Może – po seansie, jeśli uznam, że obraz ten naprawdę szkaluje Polaków – dołączę do oburzonych, może – jeśli dostrzegę w nim inne właściwości – do grona osób, którym się podoba. Od postanowienia wypadu do kina nie odwiedzie mnie nawet perspektywa niemiłych epitetów. Trudno. Za poszukiwanie prawdy trzeba czasem też czymś zapłacić. Wielu płaciło o wiele wyższą cenę. Agnieszka Holland również, choćby wówczas, kiedy w niewybredny sposób krytykowano ją za „Zabić księdza”. A po rzeźbie i filmie przejdę do poezji. Już dawno temu wymyśliłem sobie taką zabawę, że z haseł komitetów wyborczych układam wiersz. Mam już kilka, taką miniantologię, a poniżej najnowszy. Tak chcemy żyć Polska w naszych sercach Serce mam po lewej stronie Normalna Polska Dość kłótni, do przodu Bezpieczna przyszłość Polaków Twój poseł Normalna kobieta Spróbuję teraz zinterpretować swoje dzieło, czyli odpowiem na znienawidzone przez znawców poezji pytanie: Co autor miał na myśli? Podmiot liryczny tego wiersza ma charakter zbiorowy uosabia idealnego kandydata, który chce zostać posłem (daruję sobie feminatywy), aby działać na rzecz szczęśliwości swoich rodaków. Pierwszy wers jest zapowiedzią, że poznamy priorytety kandydata. I tutaj następuje bardzo ważna dla wymowy tekstu przerzutnia, żeby podkreślić znaczenie dwóch kolejnych, mówiących o tym, że najważniejsza jest Polska, a Polak ma zawsze serce po lewej stronie (z innymi, szczególnie z imigrantami i innowiercami bywa różnie). Kolejna przerzutnia ma zaakcentować że tylko normalna Polska, z obywatelami noszącymi swe serca jak powyżej napisano, jest wzorcem polskości. A żeby tę wzorzec osiągnąć należy (o tym dalsze linijki) zaprzestać kłótni i iść do przodu; do mety, którą jest bezpieczna przyszłości Polaków. A wszystko zagwarantuje Twój poseł, który może też być normalną kobietą. Aby miał/a tylko odwagę stanąć w wyborcze szranki i – nawet za cenę własnego szczęścia – służyć pomyślności rodaków. Pominę analizę innych figur stylistycznych, dodam tylko, że z moją analizą niekoniecznie trzeba się zgadzać, ale myślę, że stanowi świetną ściągę dla maturzystów, którzy na ileś tam lat będą interpretowali ten wiersz na maturze.  I na koniec znowu całkiem serio. W demokracji liczy się głos wszystkich, także tych niegłosujących. Jeśli wrzucimy do urny kartkę z własnym wskazaniem, to sami korzystamy z prawa współdecydowania, kto będzie dalej rządził; jeśli zostaniemy w domu, pozwalamy na to, aby za nas rozstrzygali inni. Co lepsze? Odpowiedzmy sobie sami. Stefan Górawski