Kłaniam się nisko wszystkim Czytelnikom. Z satysfakcją, choć nie bez wahań, przyjąłem propozycję pisania felietonów dla Głogowskiego Informatora Kulturalnego. Jest mi miło, a będzie jeszcze milej, jeśli moje ukontentowanie podzielą czytający, bo – parafrazując Boya-Żeleńskiego „w tym cały jest ambaras, żebyśmy cieszyli się naraz”. Mogę tylko zapewnić, że będę się starać. Zgodnie z sugestią szefostwa GIK powinienem ostrożnie traktować politykę. Dla mnie żaden problem, bowiem od dawna ta dziedzina życia kojarzy mi się z zawodem cór Koryntu. Świadomie nie używam bardziej trywialnego terminu (wszak środowisko na swój sposób ekskluzywne, żadne przydrożne cichodajki), a Korynt wydał też córy przynoszące mu większej chwały niż te, z którymi owo piękne ponoć miasto – niesłusznie – kojarzymy. Ach, te uogólnienia! Zatem i w polityce mamy odstępstwa od tej reguły, ale nie mogę tych odszczepieńców (mimo utyskiwań zakładam, że jest ich więcej, niż się z pozoru wydaje) palcem wskazywać. Obiecałem, a słowo – jak mawiał klasyk – „droższe piniędzy”. Ale co tam polityka… W tych dniach trudno nie wspomnieć o futbolu. Podoba nam się albo nie, piłka nożna jest w naszym kraju królową sportu. I nieważne, że pewnie połowa kibiców nie potrafi zdefiniować pozycji spalonej, że nasze eksportowe drużyny klubowe biorą cięgi od europejskich słabeuszy… Futbol, szczególnie w wydaniu reprezentacyjnym, i tak najbardziej nakręca kibicowskie serca. Katastrofiści znowu wieszczą, że zagramy trzy mecze: otwarcia, o życie i honor. Ja im nie wierzę! Przecież coś musi znaczyć, że odlatujących na turniej piłkarzy eskortowały myśliwce F-16! Jeśli ktoś potrafi czytać między wierszami, konkluzja nasuwa się jedna: rywalom drżą kolana przed naszymi herosami! Przecież nie chroni się pięścią uderzeniową własnej armii mizeraków ani miękiszonów! A nic mi nie wiadomo, żeby w ten sposób swoich gladiatorów murawy żegnali dajmy na to Holendrzy, Anglicy czy Francuzi. Niemców nawet nie wspominam. No, ale tamci jadą przegrać, a my… W porządku, nie zapeszam. Na szczęście piłkarze miękko wylądowali w Katarze. I tylko złośliwcy mówią, że więcej sukcesów tam nie odniosą. A na Facebooku przeczytałem opinię zupełnie skandaliczną i bulwersującą: że polecieli w towarzystwie F-16, a wrócą migiem. Czyż taka zjadliwość nie świadczy o upadku obyczajów? A w Głogowie? W Głogowie powolutku upływa jesień. Malkontenci narzekają, że brzydki listopad, że nic się nie dzieje: marazm w kulturze, nożni dopiero czwarci w tabeli... Mamy wprawdzie Martynę Kierczyńską, świeżą mistrzynię Europy w K1, ale to nie jest dyscyplina olimpijska… Na domiar złego saperzy robią straszny rumor przy wysadzaniu ładunków wybuchowych. Do tego jesienny wiatr zrywa czapki z głów, liście na chodnikach utrudniają spacery... Z kolei optymiści cieszą się pięknym listopadem, rocznicą otwarcia teatru, nadchodzącymi imprezami artystycznymi, miejscem barażowym Chrobrego, że głogowianka najlepszą zawodniczką Europy w K1… I że mamy w mieście unieszkodliwiających „zardzewiałą śmierć” saperów. I ten wiatr fantazyjnie rozwiewający włosy, pięknie szeleszczące liście pod butami… Bliżej mi do optymistów. Żyją dłużej i szczęśliwiej, czego i Wam, Drodzy Czytelnicy, szczerze życzę. Stefan Górawski