Gdy mama przygotowywała ostatnie wigilijne specjały, tata kończył oporządzanie gospodarstwa. Jeszcze koniowi owsa, krowom wody; jeszcze kurnik zamknąć, psa na nocną wolność wypuścić… Po tym wszystkim ustawiał w mieszkaniu świeżą choinkę, a pod białym obrusem układał warstwę siana. Teraz najmłodsi, pod bacznym okiem dorosłych, dekorowali drzewko. Wreszcie, po pełnym zmierzchu, odświętnie wystrojeni domownicy siadali do wigilijnej wieczerzy. Z wielką niecierpliwością czekałem na rytuał dzielenia się opłatkiem. Towarzyszył mu wyjątkowy klimat, który tego wieczoru wkraczał do domu z zapachem lasu, sianokosów, świątecznych potraw, topiącej się parafiny i – co najważniejsze – z poczuciem niepowtarzalności chwili. Przytaczam fragment swojej powieści? Nie. Wspominam. Bez słowa o prezentach, bez obrazków zakupowych szaleństw, ciężarówek z coca colą w czekaniu na telewizyjnego Kevina, bez zerkania w smartfona... Mimo tylu „bez” wigilijny wieczór wciąż przywołuje najpiękniejsze wspomnienia. I do dzisiaj nie wyobrażam sobie, aby choinka – nieważne naturalna czy sztuczna – pojawiła się w domu choćby dzień wcześniej (równie dobrze można ją ustawić i w sierpniu, ale po co?). Atmosfery wigilijnego wieczoru nie da się bowiem zbudować na raty. Idealizuję przeszłość? Może, ale boli mnie całkowita komercjalizacja świąt. Zostawiam nawet sferę sacrum. Nie mnie ją oceniać, jak nie chcę, aby ktokolwiek oceniał moją. Ale poza sacrum jest jeszcze inna duchowość; duchowość, która też pozwala zatopić się w refleksję o życiu, przemijaniu, sensie istnienia, istocie narodzin… Tymczasem daliśmy się zdominować gorączce zakupów, szałowi sklepowych promocji, jakby najważniejsze były wyglancowane okna, kompleksowe porządki, choinki wystrojone według jakiejś mody… A nad tym wszystkim prezenty! A może warto się zatrzymać, przemyśleć to i owo? Dobrze, też się powściągam. To nie rekolekcje. I pamiętam, że należy zacząć od siebie. Teraz mniej serio. Już niebawem wystrzelą korki szampana, niebo rozbłyśnie fajerwerkami, a my w euforii witać będziemy kolejny rok, tym samym okazując radość, że minął stary. Tutaj coś mi mocno zgrzyta. Bo przecież nie przejawiamy radości nigdy, gdy tracimy część tego, co kochamy. A dlaczego – jak głupi Jaś zepsutą bateryjką – cieszymy się, że znowu o rok bliżej nam do śmierci? Czyż nie jest to irracjonalne? Troszkę o Mundialu. Polacy po 36 latach wreszcie wyszli z grupy. Radość mąci styl, w jakim to zrobili, a kibice mają dylemat: lepiej brzydko grać i wygrać, czy przegrać po ładnej grze? Ładnego wygrywania nie zakłada aktualna polska myśl szkoleniowa. Trudno. Ja zwracam uwagę na coś zupełnie innego. Mundial przyćmił na czołówkach serwisów informacyjnych wszelkie inne światowe wydarzenia. Już mniej ważne jest, z jakim efektem wojska ukraińskie atakują pozycje wroga, na dalszy plan zeszły porażki Rosjan. Aktualnie wiele ważniejszy wydaje się futbolowy potencjał ofensywny Argentyny wobec zdolności obronnych Chorwatów i odwrotnie. To samo tyczy boiskowego starcia Marokańczyków z Francuzami. Może – niech mi płaskoziemcy wybaczą – podobny kształt kuli ziemskiej i futbolówki nie jest przypadkowy? Tak czy inaczej – ukłon wobec wciąż żywych piosenek Czesława Niemena – „dziwny jest ten świat”. Nieprawdaż? Czytelnikom życzę pięknych Świąt Bożego Narodzenia, niech upłyną w harmonii, z optymizmem i radością w sercach; niech króluje atmosfera miłości, zaufania, bliskości, zrozumienia, a może również – wszak każdy ma jakieś grzechy – wybaczenia. Życzę też wszystkim, aby rok 2023 upływał wolno, spełniał wszystkie marzenia i oczekiwania, abyśmy w grudniu żałowali, że też – jak wszystko na tym świecie – musiał odejść. Stefan Górawsk