Mamy już styczeń, zatem zdążyliśmy nacieszyć się bożonarodzeniowymi prezentami, może i zapomnieć o niektórych (wszak „nic nie może wiecznie trwać”, choć czasem mamy takie wyobrażenie). Nieskonsumowane, naszykowane na zapas jedzenie przekazaliśmy zapewne do śmietnikowej utylizacji (i po co było zrzędzić „zostaw, to na święta”?). Zakładam, że niektórym z nas nadal brzmi w uszach wystrzał sylwestrowego szampana; może pobrzmiewa walc z Koncertu Wiedeńskiego, może discopolowy szlagier z popularnej telewizji… Zwierzęta po wybuchowej nocy też doszły do siebie, niejako w rewanżu zapaskudziły chodniki i trawniki (absolutnie nie winię zwierząt, mają swoich panów). I chyba nie wszyscy rozstrzygnęli dylemat, po której stronie sztućców na świątecznym stole ułożyć telefon komórkowy (świat pędzi, savoir-vivre nie nadąża 😉. Hola, hola! Przecież podjęliśmy tyle noworocznych postanowień! Na szczęście takie postanowienie, to nie ślub, nie wymagają angażowania adwokata ani skomplikowanych i kosztownych procedur, aby się z niego uwolnić. I będą jak znalazł za rok. Zresztą podejmować najczęstsze postanowienia: o odchudzaniu, gimnastyce czy niepaleniu – aby udowodnić konsekwencję własnego zapału – można kilka razy w roku. Ja pozostaję wierny własnemu postanowieniu i oczekiwaniom portalowych zwierzchników, żeby nie pisać o polityce. Spełnienie takiego zobowiązanie wcale nie jest trudne, bo w najgłośniejszych krajowych wydarzeniach widzę więcej kabaretu i niewysublimowanej komedii, zaś literalnie rozumianej polityki coraz mniej. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy kabarety i filmowe komedie – zmagając się z cenzurą – przemycały do społeczeństwa trochę prawdy. Dziś rzeczywistość przypomina momentami sceny z kultowego filmu „Gang Olsena”. Niestety, spektrum wykonawców jest szerokie, nie odnosi się do jednego środowiska politycznego. Mamy się z czego pośmiać, ale markotnieję, kiedy pomyślę, kto w tym „przedstawieniu” będzie śmiał się ostatni. Tymczasem wśród moich znajomych na portalach społecznościowych rozgorzała dyskusja o feminatywach, czyli żeńskich formach gramatycznych, m.in. zawodów i funkcji. Pewnie narażę się niektórym, ale dla mnie sprawa jest banalna, często śmieszna. Bo naprawdę nie przywiązuję żadnego znaczenia do faktu czy leczyć mnie będzie pani kardiolog czy pani kardiolożka, chirurg czy chirurżka, a szpiegować szpieg czy szpieżka. Ale – uwaga – pod seksizm można podpaść nazywając obywateli kraju nad Wisłą uogólnieniem „Polacy”. Bo – według niektórych zacietrzewieńców – Polacy to w każdym kontekście tylko mężczyźni, więc zawsze należy mówić „Polki i Polacy”. Być może już niedługo głogowianie nie będą wybierać prezydenta miasta. Poprawne będzie jedynie stwierdzenie, że głogowianki i głogowianie wybierają prezydenta albo prezydentkę. A co z osobami mającymi problem z identyfikacją płciową? Żartuję? Tak, ale czasem żarty do pięt nie dorastają rzeczywistości. A zakończę bardzo serio. Ze wszystkich noworocznych życzeń i sentencji najbardziej przemawia do mnie ta: „To nie nowy rok ma być lepszy, to my mamy być lepsi”. Krótko i na temat. Pamiętajmy jednak, że każdą naprawę świata zaczynać należy od siebie. Dosiego roku! Stefan Górawski