Ostatnia z czterech części cyklu „Hyperion”, nawiązującego do poematu Johna Keatsa o tym samym tytule. Wszystko zaczyna się niezwykłą pielgrzymką, a kończy…. Wielu pisarzy science-fiction zastanawia się na tym, jak będzie wyglądał wszechświat w odległej przyszłości. Może nawet nie jak będzie wyglądał, ale w jaki sposób będziemy go doświadczać lub będziemy wchodzić z nim w interakcje. Zaopatrzeni w racjonalizm i przyczynowo-skutkowe wizje tego wszystkiego, czego jeszcze nie znamy, stajemy na wprost gwiazd niczym Don Kichot mierzący kopią w nieustannie obracające się skrzydła wiatraków. Tyle że nie jesteśmy marzycielami skąpanymi w miłości, ale operatorami skrzypiącego liczydła. Czy w takiej sytuacji jesteśmy w stanie usłyszeć muzykę sfer? Przyszłość zapewne będzie konfliktem sił dośrodkowych, próbujących sformatować wszystko na jedno kopyto oraz rozsadzających sił odśrodkowych, zachęcających do zerkania także w kierunku świata na opak, marginaliów wielkiej księgi życia wszechświata. Te pierwsze zaoferują nam bezpieczeństwo zamiast wolności. Te drugie zaś wiarę w pojedynczego człowieka, ale jednocześnie świadomość, że możemy się na tej wierze solidnie przejechać. Inny obraz to arkadyjskie gaje i utopijna ludzka wspólnota, zgromadzona wokół ogniska empatii. Współodczuwalna, skupiona na teraźniejszości, dotyku i słowie, które jest prawdą. Czy utopijna? Eneo, Raulu, żegnajcie. Dan Simmons, Triumf Endymiona, przeł. Wojciech Szypuła, Wydawnictwo MAG 2018, s. 784. Artur Telwikas. Krótko o książkach.