W czwartek 8 sierpnia 2024 r. w Teatrze im. Andreasa Gryphiusa odbył się pokaz filmu Marcjanny Wołoszyn pt. „A pamiętasz jak…”. Rozmawiam z pomysłodawczynią, autorką scenariusza, reżyserką i montażystką filmu:

- Ile masz lat?
- 15
- Zapytam więc żartem: Czy nie za wcześnie na taki sukces? Bo film okazał się sukcesem. Premierowy pokaz filmu stał się wydarzeniem artystycznym.
- Uważam, że należy zaczynać takie tematy wtedy, gdy się to czuje wewnętrznie. Nie wiem, czy to wcześnie, czy późno. Chcę wytyczać sobie drogę i stopniowo wchodzić na coraz wyższy poziom. Kiedy się wcześnie zaczyna, łatwiej – myślę – jest później, niż kiedy zaczyna się będąc dorosłym.
Kiedy chce się spełniać większe marzenia, myślę, że należy zaczynać młodo.
- Co było pierwsze: problem, czy chęć zrobienia filmu?
- Zdecydowanie chęć zrobienia filmu.
- Kiedy ta chęć się pojawiła? Kiedy pojawiły się marzenia o zrobieniu filmu?
- Moim marzeniem jest, żeby zostać reżyserką. Ale żeby nie skończyło się tylko na marzeniu, powinnam coś robić w tym kierunku. Samo czytanie o sztuce reżyserii, oglądanie filmów i „podglądanie”, jak robią to profesjonaliści, to za mało. Chciałam podjąć próbę samodzielnego wyreżyserowania filmu.
- A problem poruszony w filmie skąd się wziął?
- Problem wyszedł w trakcie tworzenia filmu. Bardzo chciałam stworzyć film, ale na początku nie miałam pomysłu, o czym on ma być. Podświadomie zdałam sobie sprawę, co mnie ostatnio smuci, albo z czym jest mi źle. Więc zamiast opowiadać o tym, czypisać wiersze, pomyślałam, że tym razem wyreżyseruję o tym film. I udało się.
- Dlaczego taki temat?
- Przede wszystkim dlatego, że jako osoba, która nie próbuje używek, nie pali, nie pije, nie bierze narkotyków - a mam wielu moich znajomych, którzy te używki biorą, a przynajmniej próbują - czuję się niekomfortowo wśród nich, czuję się odosobniona. W moim otoczeniu jest, niestety, dużo osób, moich rówieśników, którzy próbują używek.
- Powiedziałaś, że przez to, iż nie stosujesz używek, „ciężko było mi się dogadać z moimi rówieśnikami. Czułam się przez to odosobniona.” Czy naprawdę aż tak źle przedstawia się obraz nastolatków?
- Tak mi się wydawało i tak to odbieram. Takie osoby często są dominujące, a te, które unikają używek, są mniej widoczne, czasem nawet niezauważalne. Ale pracując nad filmem poznałam dużo młodych osób, które myślą podobnie jak ja.
- Czy w trakcie realizacji filmu pomysły ulegały zmianie, czy realizowałaś od początku do końca to, co sobie założyłaś?
- Było bardzo dużo zmian.
Na początku ten film nie miał być o narkotykach, a miał być o papierosach. Ale papierosy nie są tak bardzo niebezpieczną używką i padła propozycja, żebyśmy zrobili coś mocniejszego. Stąd pomysł, żeby to były narkotyki.
- Nie bałaś się, że temat narkotyków Was przerośnie. W końcu – z tego, co wiem – nikt z Was nie ma doświadczeń z narkotykami.
- To było trudne, Ale starałam się w miarę możliwości poznać temat – czytałam, oglądałam filmy, starałam się poznać, jak się zachowują ludzie uzależnieni, czym się kierują w swoich zachowaniach i decyzjach.                                                                          - Skąd pomysł, żeby w taki sposób ująć temat, na zasadzie retrospekcji?
- Oglądając wiele filmów zauważyłam, że dobrze wygląda, jak są starsi aktorzy i jest retrospekcja i to, co istotne, dzieje się w przeszłości. Postanowiłam więc zrobić coś podobnego.                                                                                                                          - Oprócz tematu używek pojawił się w filmie jeszcze inny problem, dzięki rolom Twoich rodziców. Dla dobra dziecka, pojmowanego na swój sposób, stawia się zakazy, granice. Tak, jak rodzice bohaterki odsunęli od niej postać graną przez Michała. Nie dostrzegali, że on też chciał dla bohaterki jak najlepiej. Skąd taki problem?
- Bardzo się cieszę, że to zostało zauważone.
Przez długi czas miałam taki moment, że mówię coś do rodziców, albo do moich rówieśników, opowiadałam im jakąś część historii, moją perspektywę i spotykam się z niezrozumieniem wynikającym z tego, że nie znali drugiej perspektywy, innego spojrzenia. Rodzice widzieli tylko swoją perspektywę, ja miałam swoją. Rodzice nie znali obu perspektyw, a zaczynali oceniać. Pojawiła się myśl, że jeśli ktoś nie zna pełnej wersji, lepiej niech nic nie mówi, bo można zranić. Pomyślałam, że zrobię o tym coś głębszego, nie tylko będę mówić, bo może to nie odnieść skutku.                                                                                                         - Co było najtrudniejsze w realizacji filmu?
- Przede wszystkim organizacja.
Zebrać wszystkich razem w jednym miejscu, w jednym czasie, wszystko rozplanować: kto kiedy ma wejście, jak się ubieramy, bo nie kręciliśmy po kolei, np. w jednym dniu robiliśmy scenę, która jest na początku i na końcu.
- Czy aktorzy mieli w pełni rozpisane role, czy dawałaś im jakąś dowolność?

- Na naszym pierwszym spotkaniu, kiedy dałam scenariusz, powoli się otwieraliśmy, mówiliśmy, kto jaką rolę odgrywa. Patrząc na scenariusz, aktorzy potrafili sami wykreować postać. Chcę podkreślić, że miałam przyjemność pracować ze zdolnymi i ambitnymi ludźmi.                             -- Jak dotarłaś do aktorów?
Do grupy teatralnej dotarłam przez Zosię Lasko. Znamy się ze szkoły, chodzimy na rozszerzenia. To od niej dowiedziałam się, że w Głogowie w Teatrze im. Andreasa Gryphiusa jest grupa ludzi, która stawia tam pierwsze swoje kroki aktorskie i nie czekając, od razu tam się znalazłam. Spotkałam się z Kierownikiem Teatru, przedstawiłam swój pomysł i to później już poszło samo. A dzieci – to jest bardzo ciekawe: mam super sąsiadkę, Pani Małgosia jest dyrektorką w szkole nr 14.
Siedziałam z tatą i zastanawiałam się, skąd wziąć dzieci szkolne i przedszkolne. Tato zauważył panią Małgosię i powiedział: „to proste - Trzeba ją zapytać”. Tak zrobiłam, a pani Małgosia zgodziła się, żeby dzieci ze szkoły zagrały i pomogła to zorganizować. Pomogła też skontaktować się z panią dyrektor przedszkola nr 17 i tam też trafiłam na super ludzi. Warto podkreślić też, jak dużą pracę wykonali rodzice tych dzieci, zadbali, żeby dzieci były odpowiednio ubrane. Bardzo wszystkim dziękuję za wszelką pomoc. Miałam szczęście spotkać naprawdę fantastycznych ludzi i z nimi pracować.                                                                                                                                                                                                              - W filmie wystąpiło dużo osób. Kogo było najtrudniej przekonać do udziału w filmie?
- Hmm… chyba Moich rodziców. Choć trochę ich rozumiem. To nie była łatwa rola, którą mieli odegrać. Byli takimi trochę negatywnymi postaciami, krzyczą, kłócą się. Ja pewnie bym się na to nie zdecydowała. Bardzo ich podziwiam za odwagę.
- Co Ci dało zrobienie tego filmu?
- Na pewno olbrzymią satysfakcję. Bo ja nie bardzo wierzyłam na początku w ten projekt. W trakcie pisania scenariusza pojawiały się myśli: „nie, to nie jest dobre, to jest słabe, nie robimy tego”. Później, w trakcie zaczęłam się wdrażać w to, kiedy zaczęłam mówić aktorom o tym, zaczynałam wierzyć w to. A teraz jestem bardzo dumna.
- I słusznie. A jakie masz plany na przyszłość?
- Bardzo chciałabym zostać reżyserem.
- Czy masz zaplanowaną drogę, którą chcesz zmierzać do osiągnięcia tego celu?
Chcę korzystać z warsztatów, kursów, jakie są dostępne. Chciałabym tworzyć inne filmy, wysyłać je na konkursy, festiwale. A potem chciałabym pójść na studia w tym kierunku. Potem zrobić film, którego premiera byłaby w kinie.

- Tego Ci życzę. Żebyś nigdy nie ustawała w dążeniu do celu i żeby Twoje marzenia się spełniły.
- Bardzo serdecznie dziękuję.

 

rozmawiała: ELżbieta Bock-Łuczyńska