W profesjonalnym wydawnictwie debiutował po sześćdziesiątce, a już w przyszłym roku ukaże się jego kolejna książka. Rozmawiamy ze Stefanem Górawskim, głogowskim autorem.
- W latach 2020 – 2022 na rynku księgarskim ukazały się trzy Twoje powieści. Czy wobec tego uważasz już siebie za pisarza?
- Trudne pytanie. Należałoby najpierw sprecyzować kim jest pisarz. Myślę, że określeniem takim powinniśmy nazywać wielkich twórców literatury. Wolę zatem pozostać przy skromniejszym tytule autor.
- Ale przecież droga do sławy jeszcze przed Tobą.
- Jasne, szczególnie że w profesjonalnym wydawnictwie debiutowałem po sześćdziesiątce. Utrzymując takie tempo literackiego rozwoju, mogę przyjąć, że sława, uznanie i wielkie literackie laury przypadną mi w wieku około stu pięćdziesięciu lat. (śmiech)
- Minie, jak z bicza trzasł. Poczekamy. Teraz odpowiedz poważnie. Którą książkę uważasz za najważniejszą w dotychczasowym dorobku?
- Nie przytoczę żadnego tytułu. Za swój największy sukces uważam fakt, że siadając do pisania kolejnej powieści nie martwię się już, czy znajdę wydawcę. Moje książki publikowane są w profesjonalnej oficynie, nie wnoszę w proces wydawniczy własnych kosztów, nie obchodzi nie dystrybucja. Mam też zapewnioną promocję, choć tę ostatnią wspieram własnymi działaniami.
- Czyli zarabiasz na pisaniu?
- Ojej! Chodziłbym ciągle niedożywiony, gdybym miał kupować jedzenie za honoraria autorskie. Na szczęście mam inny sposób zarabiania na chleb. Pisanie pozostaje dla mnie hobby.
- Dlaczego akurat kryminały?
- Żeby zadebiutować na koszt oficyny wydawniczej, to najlepiej być młodym, a jednocześnie z doświadczeniem twórczym, kilkoma literackimi nagrodami… To oczywiście paradoks, bo jedno drugie wyklucza. Przez pewien czas bezskutecznie szukałem wydawcy na książkę, którą wciąż mam w szufladzie. Jej „wadą” było to, że nie mieściła się w żadnej popularnej kategorii. W którymś momencie pomyślałem, że może kryminałem będzie mi łatwiej przekonać wydawcę, żeby zainwestował w książkę swoje pieniądze. I chyba miałem rację.
- Czy to znaczy, że odejdziesz od kryminałów? Jeśli tak, to co w zamian?
- Może odejdę, ale jeszcze nie teraz. „Klątwą włoskiego orzecha” skończyłem tryptyk z komisarzem rezerwy Ireneuszem Warogiem. I zacząłem pisać kolejną powieść kryminalno-obyczajową, tym razem z innymi bohaterami i w innych realiach. Może też wyjdzie z tego tryptyk, a niezależnie od tego mam inne pomysły, niektóre zaawansowane, ale wolę teraz o nich jeszcze nie mówić. - Ile jest Ciebie w Twoich książkach, a ile jest to wykreowana rzeczywistość? - Często jestem o to pytany, a sprawa tylko z pozoru wydaje się prosta. Każdy autor patrzy na świat przez pryzmat własnego postrzegania i osobistych doświadczeń, co jest sprawą oczywistą. Ale – przynajmniej w moim wypadku – nie ma to bezpośredniego przełożenia na tworzone fabuły. Czasem ich bohaterowie mają moje cechy, owszem, ale często obdarzam ich zaletami i wadami przeciwnymi albo zauważonymi u innych ludzi. Nigdy nie odkrywałem własnej prywatności, w tym względzie wszystko jest kreacją. Można natomiast, na podstawie ocen bohaterów, wyciągnąć jakieś wnioski na moje spojrzenie na świat i hierarchię wartości. I staram się w swoich książkach pokazać troszkę prawdy o świecie, świecie przez siebie postrzeganym. - Gdzie można kupić Twoje książki? - W wielu księgarniach internetowych. Dwie pierwsze części także w formie audiobooka i e-booka. Cieszę się, że o lokalnych twórcach pamięta również głogowska księgarnia Feniks, w której są dostępne wszystkie tytuły w wersji papierowej. Można tam kupić również książki innych głogowskich autorów.
- Kiedy w księgarniach pojawi się książka, nad którą zacząłeś pracować?
- Zakładam, że w przyszłym roku.