Dobiegają końca warsztaty wokalne z Zespołem Trzy Dni Później.

W piątek 18 kwietnia o godz. 18.00 koncert z okazji 25-lecia Zespołu, w którym wystąpią też uczestnicy warsztatów.

Warsztaty były otwarte. Mógł wziąć w nich udział każdy, kto ukończył 16 lat. Z tej możliwości skorzystały osoby z Chóru Gospel, ze Studia Talentów, fani i przyjaciele Zespołu Trzy Dni Później, dwie osoby z nieistniejącego już Studium Wokalnego, jedna osoba z Akademii Dźwięku.

Zespół Trzy Dni Później tworzą Joanna Piwowar-Antosiewicz, Marta Grofik-Perchel i Marta Piwowar-Wierzbicka. Swoją drogę artystyczną rozpoczęły w Studium Wokalnym przy Klubie Garnizonowym.

 

Przed koncertem rozmawiam z Joanną Piwowar- i z Martą Grofik z Zespołu Trzy Dni Później:

- To będzie koncert z okazji 25-lecia Waszego zespołu. Czy to jedyny koncert z tej okazji, czy zaplanowałyście serię koncertów?

- To nie jest jedyny koncert. W najbliższym czasie, takim wiosenno-wakacyjnym, będziemy miały jeszcze cztery koncerty. Po wakacjach ma być jeszcze edycja jesienna.

Następny koncert, który gramy, będzie na Stachuriadzie. Potem będziemy grać na Spotkaniach Zamkowych, w widowisku muzycznym. Każdy z tych koncertów będzie inny, ale wspólnym czynnikiem będzie oczywiście to, że będziemy we trzy te piosenki śpiewać.

- Ten głogowski koncert jest więc pierwszy z serii koncertów?

- Tak, ten jest pierwszy. Następne gramy w czerwcu i w lipcu.

- Dlaczego taki wybór miejsc na koncerty jubileuszowe?

- Te koncerty będą w miejscach, które są dla nas wyjątkowe, Głogów, Grochowice, również Spotkania Zamkowe w Olsztynie, gdzie byłyśmy kiedyś laureatkami. Spotkania Zamkowe obchodzą w tym roku 50-lecie, więc fajnie się złożyło. To takie połączenie wspólnych Jubileuszy.

To są miejsca, w których lata temu występowałyśmy, choćby Stachuriada w Grochowicach. Jubileuszowy występ w tych miejscach to dla nas prezent, taka podróż sentymentalna.

- Zaczynałyście w Głogowie, wszystkie kończyłyście Studium Wokalne.

- Tak, przy Klubie Garnizonowym.

- Jak duży wpływ miało Studium Wokalne na Waszą twórczość? Bo jednak odeszłyście od tego, co Studium Wokalne proponowało w zakresie stylistyki muzycznej.

- Zacznę od siebie [Joanna Piwowar] Od początku w Studium śpiewałam swoje piosenki. Myślę, że to mnie w jakiś sposób wyróżniało. Najpierw pisałam muzykę do wierszy, potem, kiedy trochę dojrzałam, pisałam swoje własne teksty.

Jesteśmy zespołem offowym, bo nigdy tak do końca nie grałyśmy ani poezji śpiewanej, ani piosenki aktorskiej, ani piosenki turystycznej. Często podkreślamy, że nasze piosenki są ponadczasowe, w taki rozumieniu, że jak ktoś słucha naszych płyt, to trudno powiedzieć, czy była nagrana rok temu, czy dziesięć. Wydaje się, że to jest naszym spoiwem. W rzeczach, które nagrywamy nie skupiamy się na stylistyce, ale na instrumentarium, czy doborze środków które mogą wzbogacić nasz głos.

- [Marta Grofik]Wracając jeszcze do Studium Wokalnego: my odeszłyśmy w naszej twórczości daleko, ale nie zrobiłybyśmy tego, gdyby nie wsparcie kierownika, Stefana Górawskiego, który w nas uwierzył i wspierał nas w każdym aspekcie naszej działalności. Niczego nam nie narzucał, nie proponował innych kierunków. Pozwolił nam się rozwijać, umożliwiał nam wyjazdy na wszystkie festiwale. Studium nas wsparło w naszych dążeniach i w naszej działalności artystycznej.

Wiadomo było, że w kierunku estradowym my się nie odnajdziemy. I nikt nas do tego nie zmuszał, bo to by było nieautentyczne.

Zresztą trzymamy się tego od samego początku – jeśli nie mamy do czegoś przekonania, to od razu po nas na scenie widać. Nie doprowadziłyśmy nigdy do takiej sytuacji. Intuicja podpowiadała, że to nie dla nas. I z perspektywy czasu widać, że to było słuszne.

- Opracowałyście muzycznie, wokalnie ballady Mickiewicza. Zresztą, nad nimi pracujecie z uczestnikami warsztatów. Jak doszło do tego, że wybrałyście taki materiał?

- Wydawałoby się, że Mickiewicz nie jest na te czasy, nie jest współczesny. Kiedy on to wydał, to było coś ogromnie obrazoburczego, coś totalnie odrzuconego. Wtedy było bardzo współczesne. Więc mi od razu to zagrało, że my musimy to przemycić właśnie w taki sposób.

Podeszłyśmy do tego pedagogicznie. Zależało nam na tym, aby młodzi ludzie sięgnęli po ballady, żeby je odkryli. Chcieliśmy je przedstawić trochę innym językiem. Myślę, że to nam się udało.

Zależało nam na tym, żeby młodzi ludzie odkryli ballady.

- A jak przebiegała praca w trakcie warsztatów? Przygotowując warsztaty ma się jakieś założenia, wie się, co się chce osiągnąć. Czy coś poszło inaczej, niż planowałyście?

- Ja mam trochę inne podejście do pracy w procesie twórczym. Dla mnie proces jest najważniejszy.

Mamy jakieś założenia – to jedno. Ale jesteśmy otwarte na to, jaka jest dynamika grupy i to, co grupa proponuje. Nawet to, co się teraz dzieje, że Marta [Piwowar] z chórem wprowadza te części mówione. To nie było coś, co myśmy od początku zakładały. To się wydarzyło teraz, w trakcie warsztatów.

Zawsze mamy problem z takim dyrektywnym działaniem, bo zadajemy sobie pytanie, po co ja sobie coś wymyśliłam.

Z każdą grupą pracuje się inaczej. Zawsze to jest inna wartość. My też z tego czerpiemy.

- Na warsztatach są ballady Mickiewicza. Czy na koncercie będą tylko ballady, czy będzie coś jeszcze?

- Ten głogowski koncert będzie miał dwie części.

W pierwszej jesteśmy my trzy i nasi muzycy. Będziemy grały utwory, które są nam szczególnie bliskie z tego naszego repertuaru, z tych naszych dwudziestu pięciu lat. Ale też utwory, które coś dla nas znaczyły , ale nie są nasze. Ta pierwsza część będzie wspominkowa. Trochę będziemy mówić, choć będziemy się trzymać rygor, żeby nie było za dużo mówienia.

Natomiast druga część to ta, nad którą teraz pracujemy, ballady Mickiewicza. Będzie miała charakter widowiska, do tego przygotowałyśmy projekcję. I tu nie będzie potrzeby, żeby mówić.

- Dziękuję bardzo za rozmowę.

- Dziękujemy i zapraszamy na koncert.

Wywiad z Zespołem Trzy Dni Później przy okazji koncertu jubileuszowego - zdjęcie 1

 

 

 

 

 

            Od grudnia 2023 roku w Muzeum Archeologiczno-Historycznym w Głogowie można oglądać wystawę pt.: „Blask złota i srebra, czyli pieniądz w baroku”, na której zostały wyeksponowane 392 numizmaty pochodzące ze skarbu głogowskiego i 10 zabytków archeologicznych pochodzących z badań wykopaliskowych prowadzonych w Głogowie i Wrocławiu. 

Skarb to 5600 numizmatów, które zostały odnalezione w 2004 roku podczas prac wykopaliskowych prowadzonych na Starym Mieście przy ulicy Długiej.

Wystawa przyciąga uwagę zwiedzających bogactwem i różnorodnością monet pochodzących z XVI i XVII wieku, ich starannym opisem, przedstawieniem tła historycznego i kulturowego, ale też nowoczesną i ciekawą formą.

Rozmawiam z jej autorką, panią Marzeną Grochowską-Jasnos.

 

                    ZAŁOŻENIA

- Jak doszło do powstania wystawy? Jakie motywy Panią kierowały?

- Przede wszystkim chodziło o pokazanie głogowianom – i nie tylko – skarbu głogowskiego, o którym w momencie odnalezienia było bardzo głośno. Po jego konserwacji i ewidencji przyszedł czas na udostępnienie zbiorów zwiedzającym. Ale zajęłam się tym projektem nie tylko dlatego, żeby powstała wystawa, ale też dlatego, żeby powstał jej katalog. Aby pojawiły się na wystawie i w katalogu wszystkie informacje, jakie chciałam przekazać opinii publicznej na temat samego skarbu i numizmatyki.

- Jakie to informacje?

- Po pierwsze, chciałam pokazać, że ludzie, którzy interesują się numizmatyką, to nie tylko kolekcjonerzy i zbieracze monet, ale także pracownicy uniwersytetów i muzeów, którzy zajmują się tym naukowo. Chciałam też skupić uwagę zwiedzających i czytelników na roli, jaką odgrywa numizmatyka w badaniu przeszłości. To jedna z nauk pomocniczych historii. Jest niezwykle ważna w uzupełnianiu wiedzy historycznej, kulturowej, ale też w ekonomii.

 - To zacznijmy od ekonomii. W jaki sposób historia, nawet pieniądza, uzupełnia wiedzę ekonomiczną?

- Na studiach ekonomicznych mają historię gospodarki, uczą się o roli i funkcji pieniądza.

Wszystkie te prawa, jakie rządzą pieniądzem współcześnie, obowiązywały od samego początku, kiedy ten pieniądz powstał. Pieniądz ma zawsze te same funkcje, zmieniła się tylko forma. I cały czas się zmienia.

Współcześnie przechodzimy do pieniądza wirtualnego, niematerialnego. To się rozwija, jest bardzo dynamiczne, ale zasady, które rządzą pieniądzem, są zawsze takie same od wieków, od początków jego istnienia, są to prawa podaży, popytu, obiegu pieniądza.

Dużo mi dało uczenie się o historii pieniądza w moim myśleniu o współczesnym pieniądzu, budżecie domowym i o planach finansowych na przyszłość. Studiując numizmatykę zorientowałam się, że gwarancje wartości pieniądza są złudnie i tymczasowe. Dlatego współczesny pieniądz nazywa się fiducjarnym (z łac. fides - wiara). Czyli wierzymy, że pieniądz ma określoną wartość, ale to jest umowne.

Trzeba więc przede wszystkim pieniądz inwestować, kupować rzeczy trwałe, których wartość się nie zmienia. Numizmatycy-kolekcjonerzy to rozumieją, bo inwestując w stare pieniądze, inwestują również w kruszec.

 - Skarb głogowski i monety prezentowane na wystawie to właśnie kruszec – złoto, srebro. Czy na to właśnie chciała Pani zwrócić uwagę zwiedzających?

 - Chodziło o to, żeby uwzględnić wiele zagadnień, które w numizmatyce się ze sobą łączą. Przede wszystkim pokazać piękno, urok tych monet. Są historycy sztuki, którzy interesują się monetami. Bo monety same w sobie są dziełami sztuki, małym reliefem czy płaskorzeźbą. Niekiedy są przepiękne. Warto zwrócić uwagę, że przedstawienia na monetach odzwierciedlają wielką sztukę, która objawiała się m.in. w malarstwie i rzeźbie. Choć już sztuką  samą w sobie było wykonanie tych szczegółowych przedstawień na małym stemplu tak, żeby  dobrze wyglądały na monecie. Niektórzy rytownicy pokazali niezwykły kunszt i ukazali swój wielki artyzm w tych małych dziełach.

Jak widać więc, poza oczywistą wartością ekonomiczną, pieniądz posiadał wartość kulturową i estetyczną. 

 - A jakie są jeszcze inne nieekonomiczne funkcje pieniądza?

- Monety wykonane ze szlachetnych kruszców posiadały trzy pozaekonomiczne funkcje.

Pierwsza to propagandowa. Miała przedstawiać emitenta, czyli tego, kto kazał wybić monety i pokazać go w jak najbardziej korzystny sposób.

Druga to funkcja kultowa. Monety były używane jako dary grobowe lub zakładzinowe. Nawet obecnie pieniądze daje się nowożeńcom czy małemu dziecku na dobrą wróżbę.

I trzecia funkcja - zdobnicza. Dziurawiono albo dorabiano uszka do monet, robiono naszyjniki, pierścionki, wtapiano  talary w patery, kufle, albo inne naczynia, przyszywano do ubrań, itp. Temat nieekonomicznej funkcji pieniądza jest niezwykle ciekawy, lecz wymagałby osobnej wystawy.

 - Na czym jeszcze zależało Pani, żeby zostało pokazane na wystawie?

- Chciałam połączyć wiedzę o systemach monetarnych w XVII wieku z tłem historycznym i kulturowym. Dlatego w jednej z gablot są przedmioty z epoki. To zabytki ze zbiorów naszego muzeum. Również bardzo zależało mi, żeby pokazać pieniądz w sztuce. Stąd reprodukcje obrazów, przedstawienia malarskie z epoki baroku, na których pieniądz jest głównym bohaterem.

Dużo motywów pieniądza pojawia się w literaturze, ale wystawa nie jest miejscem, gdzie można by to dobrze pokazać.

Pieniądze występują w roli katalizatora mocnych ludzkich emocji: zdrady, ludzkich żądz, zazdrości. Artyści to dostrzegali od dawna i sięgali po motyw pieniądza w swojej twórczości.

 

                    HISTORIA PIENIĄDZA

 - Wystawie towarzyszy katalog. Oprócz informacji na temat skarbu i wystawy zawiera  informacje na temat historii monety w Europie. Moim zdaniem, może być świetnym przewodnikiem dla kogoś, kto chce wejść w świat numizmatyki.

- Taki był mój zamiar. Chciałam pokazać numizmatykę jako naukę pomocniczą historii. Chciałam też przedstawić historię pieniądza. Tak, żeby każdy mógł się z nią zapoznać. Chciałam przybliżyć tę wiedzę ludziom. Nie powiedziałam za wiele o początkach monety, gdyż jest to wiedza dostępna, łatwo można ją znaleźć. Chciałam podstawowe informacje numizmatyczne połączyć z historią oraz uzmysłowić czytelnikom, jak cennym źródłem historycznym jest skarb.

 - A kiedy powstały pierwsze monety?

 - Pierwsze fizyczne pieniądze w postaci monet wybite w stopie złota i srebra, nazwanym elektrum, (naturalnie wydobywany stop złota ze srebrem) powstały w Lidii w VII w. p.n.e. Skarb został odnaleziony w świątyni Artemidy w Efezie – to najstarsze zachowane monety.

Według najprostszej definicji, moneta to krążek metalu, który posiada oznaczenie wartości i znak emitenta. Te pierwsze monety to właśnie zawierały. Szybko rozdzielono te metale, rozpoczynając osobne bicie monet ze złota i srebra. Przy czym złoto już wtedy było uznawane za cenniejsze.

W tamtych czasach relacja złota do srebra wynosiła średnio 1:10, czyli jedną złotą monetę można było zamienić na 10 srebrnych o tej samej wadze i procentowej zawartości kruszcu. W XVII wieku ta relacja wynosiła średnio 1:12-14. Stopniowo doceniano niezwykłe właściwości złota, a jego cena rosła. Było go też dużo mniej niż srebra.

 W XIII wieku w krainach włoskich – we Florencji i Wenecji pojawiły się pierwsze w średniowieczu w Europie monety złote. Nazywane były florenami i dukatami weneckim, później cekinami. W XVI wieku nazwa dukat przyjęła się dla wszystkich złotych monet, mimo że były bite w różnych krajach i przez różnych emitentów, ponieważ zachowywano jednakowy standard ich bicia.

Na początku XVII wieku rozpowszechniły się w całej Europie dzięki dostawom złota i srebra  z odkrytej w XV wieku i grabionej Ameryki.

 

                   SKARB GŁOGOWSKI

- Skarb głogowski znaleziono w 2004 roku. Wystawa powstała prawie po 20 latach. Czy cały czas trwały prace przy skarbie?

- Ewidencję skarbu zakończyłam dopiero w 2022 roku. To 5600 obiektów. Jeszcze do 2016 trwała konserwacja skarbu. Ponadto zajmowałam się również opracowywaniem poszczególnych grup monet ze skarbu, m.in. czeskich czy węgierskich, prezentując wyniki swoich badań na konferencjach naukowych. Szczególnie ostatnie lata były czasem bardzo intensywnej pracy nad skarbem.

- Jak wygląda praca nad ewidencją skarbu?

- Na kartach ewidencyjnych podaje się wymiary monety, trzeba zrobić fotografię awersu i rewersu. Wprowadza się ich opis, ustala datowanie monety i jej atrybucję, czyli kto i gdzie wybił tę monetę oraz wszystkie dodatkowe informacje, które jestem w stanie uzyskać, plus odniesienia katalogowe i literaturę.

- Co znajduje się w skarbie głogowskim?

- Skarb jest bardzo zróżnicowany, znajduje się w nim 5599 monet oraz fragment złotego łańcucha. Dwie najstarsze monety pochodzą z 1497 roku i zostały wybite w Hamburgu. Najmłodsze to 3-krajcarówki śląskie wybijane w Brzegu i Wrocławiu w 1656 roku. Najmłodszą polską monetą jest dwojak Jana Kazimierza wybity we Wschowie w 1650 r. W głogowskim skarbie są złote dukaty, cekiny, ałuny, srebrne talary i lżejsze guldeny. Monety pochodzą z całej Europy.

Jest też dużo drobniejszych monet: m.in. trzy-krajcarowe grosze cesarskie, polskie półtoraki, trojaki i jeden grosz Zygmunta III Wazy.

- Jak to się stało, że tak różnorodne monety zostały zgromadzone w jednym miejscu?

- Złote monety i grube srebrne talary są tak różnorodne, ponieważ był to pieniądz międzynarodowy. Nieważne, kto go wybił, miał on wartość samą w sobie ze względu na zawartość kruszcu, która w tych monetach była bardzo wysoka. Były używane w całej Europie, a monety złote szczególnie długo.

Znaczna ilość grubych monet świadczy o tym, że był to skarb inwestycyjny złożony osiem lat po wojnie trzydziestoletniej. W zrujnowanym Głogowie nie było wówczas  kantoru, czy innej instytucji, w której można było zdeponować bezpiecznie pieniądze, więc właściciel ukrył je w domu.

- Jak zostały ukryte?

- Właściciel zakopał je drewnianej skrzyni w woreczkach z czerwonej tkaniny. Zdjął posadzkę, wykopał dół, w którym ułożył skrzynię i z powrotem położył posadzkę. Zrobił to na tyle porządnie, że kolejne pokolenia mieszkańców kamienicy tego nie zauważyli. Właściciel zmarł i nie zdążył nikomu powiedzieć, że ukrył te pieniądze. Dlatego sądzę, że nie był to głogowianin, ale osoba przyjezdna, która wynajęła tu dom i prowadziła interesy.

- Co się stało ze skrzynią?

- Niestety, nie przetrwała. Przedmioty wykonane z materiałów organicznych, takich jak drewno czy materiał, ulegają szybszemu rozkładowi w ziemi. Żałujemy, ponieważ byłby to fantastyczny materiał do badań i element, który dodałby atrakcyjności wystawie.

- Skarb jest niezwykle cennym źródłem historycznym. Dlaczego?

- Dlatego, że jest kompletny. Został znaleziony w trakcie badań archeologicznych, więc ma też kontekst kulturowy. Dzięki temu potrafimy powiedzieć znacznie więcej o samym skarbie i monetach, które weszły w jego skład. Możemy lepiej ocenić relacje handlowe i obieg monetarny na Śląsku i w środkowej Europie w XVII wieku. Dzięki temu odkryciu muzeum w Głogowie jest jedynym posiadaczem unikatowej złotej monety Albrechta, księcia pruskiego, który bił swoje monety w Królewcu, dzisiejszym Kaliningradzie.

- Czy mogłaby Pani powiedzieć więcej o tej wyjątkowej monecie?

- To unikatowa moneta, złoty czerwony księcia Albrechta, pierwszego księcia pruskiego, tego, który złożył hołd lenny Zygmuntowi Staremu na Starym Mieście w Krakowie w 1525 roku. Zygmunt Stary w latach 1526 – 1528 przeprowadził wielką reformę monetarną, która objęła całe Królestwo Polski, w tym również Prusy Książęce i Wielkie Księstwo Litewskie, Albrecht Hohenzollern wybijał monety, zgodnie z tą reformą. Były to drobne, srebrne szelągi i grosze, ale też – jak się okazuje – dukaty. A jest to jedyny znany egzemplarz złotej monetyAlbrechta w zbiorach muzealnych.

Jeden egzemplarz znajdował się w zbiorach przedwojennych muzeum w Królewcu, lecz pod koniec II wojny światowej zbiory królewieckie zostały wywiezione do Niemiec. Nie wiadomo, gdzie trafił  tamten egzemplarz złotej monety Albrechta.

- Skąd wiadomo, że jest to autentyczny czerwony złoty Albrechta?

- Wskazuje na to kilka elementów:

 Posiadamy informację, że taka moneta była w zbiorach królewieckich.

Przedstawienie Albrechta na złotym czerwonym jest tożsame z tym umieszczanym na jego monetach groszowych. Poza tym tak był również przedstawiany na obrazach.

Stylistycznie czerwony złoty Albrechta jest podobny do monet Zygmunta Starego i jest bity zgodnie z reformą monetarną przeprowadzoną przez polskiego króla.

 Jest to swoisty „skarb w skarbie”!

 

                   WYSTAWA

- To nie jest pierwsza wystawa skarbów w głogowskim muzeum?

- Wcześniej były dwie wystawy:

w 2006 roku – wystawa „Skarby ziemi głogowskiej”. Były na niej skarby numizmatyczne z naszych zbiorów.

w 2010 – „Skarb z Głogowa” – wystawa skarbu średniowiecznego odkrytego w 1987 roku.

Do zrobienia wystawy „Blask złota i srebra, czyli pieniądz w baroku” zmotywował mnie dyrektor, a właściwie do tego, żeby ponownie składać wniosek na jej realizację.

 - Skarb liczy 5600 obiektów, na wystawie są 392 monety. Jaki był klucz wyboru?

- Chciałam pokazać przekrój całego skarbu i reprezentatywne typy, które w nim wystąpiły. Monety na wystawie reprezentują wszystkich występujących w skarbie emitentów, mennice i nominały.

Są umieszczone w gablotach, obok których na monitorach dotykowych można przeczytać opis monety i obejrzeć ją z obu stron.

 - Co, oprócz monet, znajduje się na wystawie?

- Nad gablotami są teksty narracyjne. To informacje dotyczące kraju emisyjnego, z którego pochodzą monety: mapa, opis sytuacji geopolitycznej i krótki opis  systemu monetarnego.

Pomiędzy gablotami są plansze o numizmatyce, o skarbach, o okolicznościach odkrycia skarbu, o sztuce w tym okresie i o tym, co zawiera moneta.

Dodatkowo jest 10 zabytków archeologicznych znalezionych w Głogowie i we Wrocławiu, a znajdujących się w naszych zbiorach. Mają przybliżyć obraz kultury materialnej tego okresu.

 - Zwraca uwagę nowoczesna forma wystawy. Skąd pomysł na taką formę?

- Wiedziałam, że muszę wykorzystać nowoczesne technologie. Po pierwsze dlatego, że we wszystkich dużych, nowoczesnych muzeach jest to powszechne. Ale też dla lepszego odbioru wystawy przez młodzież.Wykorzystałam multimedia, ale od razu z takim założeniem, żeby nie przytłoczyły wystawy.

Pokazywanie tak małych obiektów, jakimi są monety, na wystawie jest bardzo trudne, lecz dzięki monitorom dotykowym możemy je nie tylko obejrzeć z dwóch stron, ale także znacznie powiększyć i przyjrzeć się szczegółom.

Sprzęt jest bardzo dobrej jakości, a aplikacja jest funkcjonalna i prosta w obsłudze.

 - Monety są pokazane w gablotach i na monitorach. Czyj to był pomysł?

 - Pomysł, żeby to, co jest w gablocie, odtworzyć na monitorze był mój, ale było to możliwe dzięki informatykowi, który przygotowywał aplikację i wprowadził dane do prezentacji. Zrobił to bardzo dobrze, doskonale zrozumiał moje potrzeby.

Projekt gablot wymyśliła Eryka Stolarska. Są pochylone, dzięki czemu wygodniej ogląda się monety.

Gabloty i monitory wykonywała ta sama firma, dzięki temu wystawa jest spójna. Dominuje estetyka i prostota.

 - A skąd pomysł kącika edukacyjnego?

 - To jest moja inicjatywa. A wynikła z potrzeby rodzin i rodziców, którzy przychodzą z dziećmi do muzeum i nie chcą wciąż słyszeć: „kiedy idziemy?”, czy „chodźmy już, tu jest nudno”.

Chodziło o to, żeby zająć tę najmłodszą grupę odbiorców. Ale nie tylko ich. Kącik jest dla wszystkich. Widać, że również dorosłe osoby są nim zainteresowane.

Muzeum jest dostępne dla każdego, jednak uważam, że powinno być przyjazne szczególnie dzieciom, aby kształtować nawyk odwiedzania muzeów i przyczyniać się do zainteresowania historią. Kącik edukacyjny ma spełniać to zadanie 

- Co jest w kąciku edukacyjnym?

- Treści, które się tam znajdują mają walor edukacyjny i artystyczny. Chodziło mi o to, żeby w tym miejscu pokazać w uproszczony sposób, jak była produkowana moneta na początku XVII wieku, a odwiedzający kącik mogli ją samodzielnie zaprojektować.

Zaczęto wówczas [w XVII wieku] stosować do bicia monet prasy balansowe, czy wahadłowe. Zdecydowaliśmy się na prasę balansową, bo była dostępna w grafikach XVII-wiecznych. Znajduje się wewnątrz kącika. Jest też grafika pokazująca tradycyjne ręczne bicie monet, które było stosowane od starożytności nawet do XIX wieku. Natomiast grube talary trudno było bić ręcznie, to było czasochłonne i fizycznie trudne, nawet przy tak miękkim metalu, jakim jest srebro, więc zmechanizowano to bicie i wprowadzono prasę. Chodziło o to, żeby pokazać dzieciom, jak w praktyce wyglądało bicie monet.

W kąciku edukacyjnym dzieci same mogą coś stworzyć, porysować, przypiąć do tablicy magnetycznej prace, czyli zrobić od razu wystawę. Mogą inspirować się tym, co jest na sali, mogą robić własne projekty.

Najłatwiej się uczyć, jeśli samemu się spróbuje coś wykonać. A więc należy modelinę, która ma udawać metal, rozwałkować, potem przebijakiem wyciąć okrągły kształt, włożyć do prasy wycięty krążek, wycisnąć monetę, mogą potem ją zważyć, zmierzyć, przeliczyć ilość na liczydle.

- Wystawa w przestrzeni muzealnej to nie wszystko. Co jeszcze towarzyszy wystawie skarbu?

- Na stronie internetowej muzeum jest dostępny katalog w formacie PDF.

Ponadto w aplikacji Audiotour muzeum archeologiczno-historyczne w Głogowie  jest audiowycieczka i audiodeskrypcja dostępna na smartfony i iPhony. Na naszej stronie znajdują się również opisy zabytków z poszczególnych gablot, poza tym opisy zabytków możemy również odsłuchać dzięki umieszczonym nad gablotami QRkodom.

We współpracy z Miejskim Ośrodkiem Kultury powstał 10-minutowy film o wystawie. Tekst do filmu przygotowała Renata Matysiak. Narratorem i przewodnikiem po wystawie jest Bartłomiej Adamczak, a stroną techniczną filmu zajął się Zbigniew Lipowski. Film jest dostępny na stronie muzeum.

 

                   PLANY

- Skarb został zewidencjonowany, powstała wystawa. Czy to już koniec przygody ze skarbem głogowskim?

- Wystawa składa się z wielu elementów, choć można by ją jeszcze rozbudowywać.

Ja jednak chciałabym się skupić na dalszym opracowywaniu skarbu. Przede mną jest napisanie jego monografii, która może liczyć nawet 800 stron. Być może uda się to zrobić do 2028 roku, choć jeszcze dużo pracy przede mną.

Żeby skarb zaistniał w świecie naukowym, ta publikacja jest konieczna.

Bardzo się cieszę, że wyszedł katalog wystawy, który trafi do opinii publicznej, ale dopóki opracowanie skarbu nie przyjmie formy naukowej, to nie zostanie zauważony na świecie. 

I to jest dla mnie najważniejsze. 

- Życzę w takim razie powodzenia w dalszej pracy.

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała Elżbieta Bock-Łuczyńska

 

 

 

 

 

 

Rozmowa ze scenarzystą komiksu „Nohuman”, Bartoszem Szynkarkiem.

- Przypomnijmy, jesteś współtwórcą komiksu, którym planowałeś zainteresować wydawnictwa. Czy się udało?

- I tak i nie. Marzyłem o wydaniu komiksu drukiem, ale z różnych powodów się nie udało. Nie znalazłem wydawnictwa, ale usłyszałem kilka słów zachęty do własnego działania. Pomyślałem więc, że nie jest tak źle. Historię można pokazać. Pytanie tylko – jak? Znalezienie pieniędzy na druk to karkołomne zadanie. Natomiast wydanie wersji cyfrowej jest wbrew pozorom bardzo proste. Skorzystałem z platformy dla autorów – empik selfpublishing – i sam zostałem wydawcą. Lubię pisać, coś by tam na dnie szuflady się znalazło, ale to pierwsza próba, by zainteresować tym potencjalnego czytelnika.

- Gdzie więc można kupić komiks?

- Jest dostępny w sklepie empik.com. Można też go przeczytać w aplikacji empik go. Przypomnę, że chodzi o wersję cyfrową, e-komiks. Myślałem nawet o wersji drukowanej, ale póki co na platformie empiku są ograniczenia dotyczące druku w pełnym kolorze. Dlatego zostałem przy wersji cyfrowej.

- O czym opowiada komiks?

Scenariusz komiksu był gotowy trzy lata temu. Nowe pomysły i wątki rodziły się już w trakcie jego pisania. Gdy historia była gotowa, dzięki stronie na Facebooku skupiającej twórców komiksowych, nawiązałem współpracę z rysownikiem z Poznania, Jakubem Malinowskim. To on przeniósł na język komiksu historię, którą wymyśliłem i rozpisałem w scenariuszu. I tak, powoli, ale konsekwentnie rozpoczął się i trwał proces tworzenia ilustracji, którego zwieńczeniem jest cyfrowe wydanie tytułu. To współczesna baśń o końcu świata, to wielowątkowa opowieść o wędrówce głównego, tajemniczego bohatera. Wędrówka w jednym kierunku – ku końcowi i nowemu początkowi, ku apokalipsie. Czasami poważna, czasami humorystyczna.

- Czy są w komiksie jakieś wątki głogowskie?

- Może nie bezpośrednio, ale również przynajmniej kilku głogowian pomogło mi w jakiś sposób przy tworzeniu i wydaniu komiksu. Czy to uczestnicząc w internetowej zrzutce, czy pomagając przy korekcie tekstu. Zresztą w komiksie znalazły się podziękowania dla tych osób.

Pozostaje więc zachęcić do przeczytania komiksu. Mam cichą nadzieję, że odbiór będzie pozytywny, choć i krytyce trzeba mężnie stawić czoła.

Komiks jest dostępny pod linkiem

https://www.empik.com/p1440233276,ebooki-i-mp3-p

ud

Komiks po głogowsku - empikowo i cyfrowo - zdjęcie 1

 

Ilustracja wprowadzenia: Papier przyjmie wszystko 📝

Joanna Kosior, uczennica klasy czwartej Zespołu Szkół Przyrodniczych i Branżowych w Głogowie, może się pochwalić debiutanckim tomikiem poezji pt. „Podróż donikąd i z powrotem”. Nam opowiedziała, jak to jest być młodą poetką i, czy warto nią być.

 

- Czym jest dla Ciebie poezja?

 

- Dla mnie poezja jest codziennością, co więcej jest opisaniem rzeczywistości na swój własny sposób. To próba przelania na papier swoich uczuć i rozważań, dzielenie się swoim punktem widzenia na różne sprawy.

 

- Kiedy to się zaczęło? Zawsze chciałaś pisać?

 

- Moja historia z poezją zaczęła się w 2 klasie podstawówki, gdy pierwszy raz wzięłam udział w konkursie na wiersz o Arkadym Fiedlerze. Wiersz pisałam z rodzicami, choć w zasadzie to oni mi dyktowali, a ja tylko spisywałam. Jednak od tamtej pory zaczęłam sama wymyślać krótkie rymowanki, dziecięce piosenki i wierszyki o nauczycielach na różne okazje.

 

- Co Cię inspiruje?

 

- Najczęściej inspirują mnie sytuacje codzienne, które fizycznie przeżyłam, podkolorowałam czy przeżyłam tylko dzięki wyobraźni. Często inspiracje stanowią też różne wydarzenia w Polsce czy na świecie, na które chciałabym się wypowiedzieć. Papier przyjmuje wszystko.

 

- Jak powstaje Twój wiersz?

 

- To zależy od wiersza. Niektóre utwory pisane są pod natchnieniem, w całości. Wtedy jedynie wracam do nich po kilku dniach, by na spokojnie przeczytać i poprawić ewentualne niespójności. Inne natomiast piszę tygodniami. Tak było z "Katyniem". Miałam tylko ogólny zarys co i jak chcę przekazać, i dopiero po czterech próbach udało mi się ująć wszystko w słowa.

 

- Czy łączysz z tym swoją przyszłość, czy to raczej... hobby?

 

- Nigdy nie zamierzam przestać pisać i z pewnością nie planuje pozostać tylko na jednym tomiku, ale to nie jest jedyny kierunek, w którym chciałabym się dalej rozwijać. Na pewno pisanie jest moją pasją, która pomaga mi wyrazić siebie i bardzo zależy mi na jej doskonaleniu.

 

- Masz ulubionych poetów, wzorce do naśladowania, mentorów?

 

- Z polskich poetów i poetek na pewno prym u mnie wiodą: Krzysztof Kamil Baczyński, Kazimierz Przerwa-Tetmajer i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Z zagranicznych zaś byliby to: Edgar Holmes, Celia Martinez i Phil Kaye, a także promujące mówioną poezję Button Poetry.

 

- Czy dzisiaj poezja ma jeszcze rację bytu? Czy interesuje młodych ludzi?

 

- Niestety, poezja w tych czasach nie cieszy się zbyt dużą popularnością wśród młodzieży, co często jest spowodowane jej niefortunnym przedstawianiem w szkołach. Często młodzi ludzie nie czują, że poezja też może być dla nich, odnosić się do ich problemów, rozterek, być ich codziennością.

 

- Dziękuję za rozmowę

Ilustracja wprowadzenia: Pisanie pozostaje dla mnie hobby

W profesjonalnym wydawnictwie debiutował po sześćdziesiątce, a już w przyszłym roku ukaże się jego kolejna książka. Rozmawiamy ze Stefanem Górawskim, głogowskim autorem.

 

 

- W latach 2020 – 2022 na rynku księgarskim ukazały się trzy Twoje powieści. Czy wobec tego uważasz już siebie za pisarza?

 

 

- Trudne pytanie. Należałoby najpierw sprecyzować kim jest pisarz. Myślę, że określeniem takim powinniśmy nazywać wielkich twórców literatury. Wolę zatem pozostać przy skromniejszym tytule autor.

 

 

- Ale przecież droga do sławy jeszcze przed Tobą.

 

 

- Jasne, szczególnie że w profesjonalnym wydawnictwie debiutowałem po sześćdziesiątce. Utrzymując takie tempo literackiego rozwoju, mogę przyjąć, że sława, uznanie i wielkie literackie laury przypadną mi w wieku około stu pięćdziesięciu lat. (śmiech)

 

 

- Minie, jak z bicza trzasł. Poczekamy. Teraz odpowiedz poważnie. Którą książkę uważasz za najważniejszą w dotychczasowym dorobku?

 

 

- Nie przytoczę żadnego tytułu. Za swój największy sukces uważam fakt, że siadając do pisania kolejnej powieści nie martwię się już, czy znajdę wydawcę. Moje książki publikowane są w profesjonalnej oficynie, nie wnoszę w proces wydawniczy własnych kosztów, nie obchodzi nie dystrybucja. Mam też zapewnioną promocję, choć tę ostatnią wspieram własnymi działaniami.

 

 

- Czyli zarabiasz na pisaniu?

 

 

- Ojej! Chodziłbym ciągle niedożywiony, gdybym miał kupować jedzenie za honoraria autorskie. Na szczęście mam inny sposób zarabiania na chleb. Pisanie pozostaje dla mnie hobby.

 

 

- Dlaczego akurat kryminały?

 

 

- Żeby zadebiutować na koszt oficyny wydawniczej, to najlepiej być młodym, a jednocześnie z doświadczeniem twórczym, kilkoma literackimi nagrodami… To oczywiście paradoks, bo jedno drugie wyklucza. Przez pewien czas bezskutecznie szukałem wydawcy na książkę, którą wciąż mam w szufladzie. Jej „wadą” było to, że nie mieściła się w żadnej popularnej kategorii. W którymś momencie pomyślałem, że może kryminałem będzie mi łatwiej przekonać wydawcę, żeby zainwestował w książkę swoje pieniądze. I chyba miałem rację.

 

 

- Czy to znaczy, że odejdziesz od kryminałów? Jeśli tak, to co w zamian?

 

 

- Może odejdę, ale jeszcze nie teraz. „Klątwą włoskiego orzecha” skończyłem tryptyk z komisarzem rezerwy Ireneuszem Warogiem. I zacząłem pisać kolejną powieść kryminalno-obyczajową, tym razem z innymi bohaterami i w innych realiach. Może też wyjdzie z tego tryptyk, a niezależnie od tego mam inne pomysły, niektóre zaawansowane, ale wolę teraz o nich jeszcze nie mówić. - Ile jest Ciebie w Twoich książkach, a ile jest to wykreowana rzeczywistość? - Często jestem o to pytany, a sprawa tylko z pozoru wydaje się prosta. Każdy autor patrzy na świat przez pryzmat własnego postrzegania i osobistych doświadczeń, co jest sprawą oczywistą. Ale – przynajmniej w moim wypadku – nie ma to bezpośredniego przełożenia na tworzone fabuły. Czasem ich bohaterowie mają moje cechy, owszem, ale często obdarzam ich zaletami i wadami przeciwnymi albo zauważonymi u innych ludzi. Nigdy nie odkrywałem własnej prywatności, w tym względzie wszystko jest kreacją. Można natomiast, na podstawie ocen bohaterów, wyciągnąć jakieś wnioski na moje spojrzenie na świat i hierarchię wartości. I staram się w swoich książkach pokazać troszkę prawdy o świecie, świecie przez siebie postrzeganym. - Gdzie można kupić Twoje książki? - W wielu księgarniach internetowych. Dwie pierwsze części także w formie audiobooka i e-booka. Cieszę się, że o lokalnych twórcach pamięta również głogowska księgarnia Feniks, w której są dostępne wszystkie tytuły w wersji papierowej. Można tam kupić również książki innych głogowskich autorów.

 

 

- Kiedy w księgarniach pojawi się książka, nad którą zacząłeś pracować?

 

 

- Zakładam, że w przyszłym roku.